sobota, 18 października 2014

Problemy

Ostatnimi dniami jeździłam na najmłodszym koniu w stajni. Miał ok. 7-8 lat. Nie ukrywam, że był to najtrudniejszy koń z jakim się spotkałam. Przez parę lekcji nie mogłam się z nim dogadać. Instruktorka uświadamiała mi, że to jest trudny koń i wymaga dużo od jeźdźca. Jednak ja (jak to dziecko) coraz bardziej się niecierpliwiłam.

Po pewnym czasie przyszłam do stajni z wielkim bananem na twarzy, myśląc ,,Dzisiaj mi się uda.".
Nie byłam już tego taka pewna, kiedy miałam zagalopować. Wydawałoby się, że wszystko OK, ale nagle koń rzucił mi się do super szybkiego galopu. Próbowałam go powstrzymać, aczkolwiek nie dawałam rady. Wiedziałam, że już będzie gleba, kiedy wypadło mi strzemię. Na szczęście to się nie stało. Trochę poddenerwowana zwolniłam najpierw do kłusa, a potem do stępa. Nie płakałam, ale zaczęłam się śmiać.

Teraz koń bardziej mi ufa. Coraz lepiej się z nim dogaduję. Co prawda, nadal istnieją jakieś niedociągnięcia, ale muszę pamiętać, że nie tylko ja na nim jeżdżę. Zauważyłam to na przykładzie mojej koleżanki. Ona świetnie na nim jeździ i wgl. Zrozumiałam, że po prostu potrzeba czasu.

Pierwszy raz zetknęłam się z takim czymś. Powiem tak, jak już poszłam z powrotem do stajni: ,,To było coś!".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz