niedziela, 19 października 2014

Western, a klasyk

Coraz częściej mówi się, że western jest lepszy, że klasyk to zło itd. Co mnie dziwi? Dziwi mnie to, że większość osób, które tak twierdzą, jeżdżą klasykiem.

Spotkałam się jednak z przeciwnikami westernu. Wyglądało to mniej więcej tak: ,,Klasyk lepszy! Np. w westernie zatrzymują konie z szybkiego galopu :'(". Ale czy konie w naturze same z siebie się tak nie zatrzymują? Pomyślmy przez chwilę logicznie. Podczas ucieczki koń nagle natrafia na np. wysoki płot. I co? Musi się gwałtownie zatrzymać.

Sama jeżdżę klasykiem i nie uważam, że to samo zło. Jeśli używamy odpowiedniego sprzętu i jeździmy z dobrze wyszkolonym instruktorem, to może być sama przyjemność. Każdy jest zwolennikiem czego innego, uszanujmy to.

Więc western czy klasyk?
Niektórzy wybiorą western, niektórzy klasyk, a jeszcze inni to i to.
Oby dwa style różnią się od siebie, a jednocześnie są bardzo podobne.

sobota, 18 października 2014

Mniej znaczy więcej

Ostatnio niektórzy zwracają uwagę na ostrogi, że to złe, że to narzędzie tortur. Ale czemu? Ostrogi używane przez doświadczonego jeźdźca o spokojnych łydkach to czemu nie? Wtedy to jest tylko pomoc.
,,Wszystko jest dla ludzi" tylko trzeba używać tego z rozsądkiem.

Zwracałabym uwagę na hackamore. Ja rozumiem, że niektórzy umieją tego używać itp., ale co jeśli koń nagle ni z tego, ni z owego rzuci się do cwału? Czy w pierwszym odruchu nie pociągnęlibyśmy za wodze? Jestem przekonana, że tak właśnie by było. Jedno mocne pociągnięcie i koń ma złamaną kość nosową. 

Mam tutaj obrazek, który raczej daje do myślenia.
Less is more - Mniej znaczy więcej
















Problemy

Ostatnimi dniami jeździłam na najmłodszym koniu w stajni. Miał ok. 7-8 lat. Nie ukrywam, że był to najtrudniejszy koń z jakim się spotkałam. Przez parę lekcji nie mogłam się z nim dogadać. Instruktorka uświadamiała mi, że to jest trudny koń i wymaga dużo od jeźdźca. Jednak ja (jak to dziecko) coraz bardziej się niecierpliwiłam.

Po pewnym czasie przyszłam do stajni z wielkim bananem na twarzy, myśląc ,,Dzisiaj mi się uda.".
Nie byłam już tego taka pewna, kiedy miałam zagalopować. Wydawałoby się, że wszystko OK, ale nagle koń rzucił mi się do super szybkiego galopu. Próbowałam go powstrzymać, aczkolwiek nie dawałam rady. Wiedziałam, że już będzie gleba, kiedy wypadło mi strzemię. Na szczęście to się nie stało. Trochę poddenerwowana zwolniłam najpierw do kłusa, a potem do stępa. Nie płakałam, ale zaczęłam się śmiać.

Teraz koń bardziej mi ufa. Coraz lepiej się z nim dogaduję. Co prawda, nadal istnieją jakieś niedociągnięcia, ale muszę pamiętać, że nie tylko ja na nim jeżdżę. Zauważyłam to na przykładzie mojej koleżanki. Ona świetnie na nim jeździ i wgl. Zrozumiałam, że po prostu potrzeba czasu.

Pierwszy raz zetknęłam się z takim czymś. Powiem tak, jak już poszłam z powrotem do stajni: ,,To było coś!".